czwartek, 22 listopada 2012

Thanksgiving

Właśnie obchodzimy Święto Dziękczynienia. 

Najmniejszy indyk w sklepie.
W mojej tutejszej rodzince wypadło ono dosyć skromnie, gdyż spędzamy je jedynie w naszym gronie. Na stole mimo wszystko znalazło się o wiele za dużo niż bylibyśmy w stanie zjeść. Oczywiście daniem głównym był indyk wagi lekkiej - 4,3 kg. Najmniejszy jaki dało się znaleźć. Oprócz tego miejsce na stole zajęły duszone ziemniaki, nadzienie z indyka (zrobione z grzanek, selera i cebuli), sos żurawinowy, biscuits (bułeczki biszkoptowe) i yams (słodkie ziemniaki). Może nie wydaje się to dużo ale jak na pięcioosobową rodzinkę, złożoną z trójki dorosłych i dwójki dzieci, które nie jedzą prawie nic, to dużo. Na deser czeka na nas ciasto orzechowe i dyniowe. Póki co dzieci z Brianem poszły na spacer spalić kalorie a reszta leży na kanapie, pozwalając sobie i żołądkom odpocząć :) To tyle z krótkiego sprawozdania. 
Życzymy wszystkim: 
HAPPY THANKSGIVING !!


środa, 21 listopada 2012

Halloween

31 października obchodziliśmy Halloween. Według mnie - święto dzieci. Przebrania, cukierki, dekoracje. Radość niezmierna nawet dla takiej starej krowy jak ja! Kolejny raz doceniłam fakt posiadania pod moją opieką dwulatka. Tym razem bardzo dobrze służył jako przykrywka pt. "zbieramy cukierki razem" :) Choć Gavin radził sobie świetnie chodząc od drzwi do drzwi ktoś jednak musiał pomóc mu zjeść te wszystkie słodycze. Przecież gdzie by się one zmieściły w takim małym ciałku ? Stety niestety padło na mnie i nie powiem, żebym specjalnie narzekała. Udało mi się spróbować większości amerykańskich słodyczy bez wydawania kasy. Przy okazji mogłam jeszcze bardziej podbudować obraz mnie jako super au pair, która się przebiera i lata z dzieciakami. Jednym słowem wszyscy byli szczęśliwi.

Cyganka i diabełek :)
Z perspektywy osoby, która przeżywała Halloween po raz pierwszy w życiu, zawiodłam się na dekoracjach. Z opisów i zdjęć innych au pairek spodziewałam się super dekoracji w większości domów jednak w naszym sąsiedztwie znalazłam tylko dwa naprawdę udekorowane. Sami też prawie nic na to święto nie przygotowaliśmy. Logan próbowała stworzyć pajęczynę na krzakach przed wejściem, która ostatecznie wyglądała jak śmieci i z każdym dniem czekałam aż przeżyjemy Halloween żeby móc to wyrzucić. Nawet dyni w tym roku nie drylowałam, bo miałam zajęcia. Jak tak teraz patrzę to trochę przykro to wygląda, bo poza radością ze zbierania słodyczy, jedzenia ich i oglądania dzieciaków w przebraniach, za bardzo po amerykańsku Halloween nie przeżyłam. Było minęło... Może jeśli zostanę tu na drugi rok uda mi się to nadrobić, ale to już inny temat.
Podsumowując, kilogramów przybyło, ale grunt, że jest RADOŚĆ :)


Najlepszy halloweenowy dom ever!
Dynia Jessici.
PS. Nagroda za najlepsze przebranie wędruje do...
PSA przebranego za HOT DOGA !!!
Myślałam, że się posikam :D hahahahaha

poniedziałek, 5 listopada 2012

Hurricane Sandy

Obwieszczam oficjalnie, że przetrwałam!
Woohoo!
Przez media wszyscy moi znajomi i rodzina wyobrażali sobie najgorsze. Dziękuję za troskę! ;* Jednak całkowicie nie było się o co martwić. W naszej okolicy huragan przeszedł spokojnie i jedynym problemem były zalane ulice, co swoją drogą zdarza się przy każdej większej ulewie. Tak więc lało i wiało przez 3 dni jednak już we wtorek wszystko wróciło z dnia na dzień do normy.  Prąd mieliśmy, woda była, jedzenia tyle, że przetrwalibyśmy z miesiąc. Najgorsza w tym wszystkim była jedynie nuda. Nigdzie nie było możliwości dojazdu, więc wszystko było pozamykane. W sobotę Frauke (au pair z Niemiec) udało się jeszcze dojechać do mojego domu, więc choć w małej części udało się ten huraganowy weekend ciekawiej spędzić. Przez całą niedzielę i poniedziałek siedzieliśmy z moją rodzinką w  domu, nuda wychodziła nam uszami. Nasze zajęcia można było ograniczyć do oglądania TV, jedzenia (swoją drogą nieźle opróżniliśmy lodówkę przez ten czas) i wychodzenia na spacer.
Tak, wychodzenia.
Tak, na spacer.
Tak, na zewnątrz.
Mała ciekawostka z USA:
Kiedy najwięcej ludzi wychodzi z domu na spacer ?
TAK ! Podczas huraganu!
Nawet jedni spasieni sąsiedzi, których nigdy nie widzę poza werandą, zdecydowali się ruszyć. Wszyscy byli tak ciekawi jak bardzo zalało okolicę.
Dla nas frajdą było wyjście z domu a Gavin mógł się w końcu cały taplać w kałużach. Bez najmniejszego słowa zakazu.

 Krótko mówiąc nie taki huragan straszny jak go malują, choć oczywiście nie wszyscy mieli tyle szczęścia.