wtorek, 4 czerwca 2013

Miami

Miami... 
miejsce słynące z plaż, imprez i zakupów, jednak nie tylko to oferuje nam miasto, które po prawie tygodniowym pobycie mogę nazwać jednym z moich ulubionych.
Poza drobnymi nieudogodnieniami w postaci dwukrotnie opóźnionego lotu, przez które straciłam pół dnia wakacji wyjazd przeszedł bez komplikacji. Po wylądowaniu udałam się na przystanek autobusowy, na który trzeba było dostać się lotniskowym metrem, gdyż Miami International Airport jest ogromne. Miły pan kierowca pomógł mi z wyskoczeniem na odpowiednim przystanku z którego miałam już pięć minut do mieszkania Eileen - couchsurferki, u której mieszkałam pierwsze trzy dni. Było to moje pierwsze prawdziwe doświadczenie z couchsurfingiem i zostanie zapewne jednym z najlepiej wspominanych. Nocowałam (wdzięczna za zaufanie) z Eileen w jednym łóżku, gdyż na obu pozostałych kanapach serfowały Toya i Pia, dwie Niemki, które są wolontariuszkami programu związanego z nauczaniem o holokauście.
Sobotni wieczór spędziłyśmy razem na latynoskiej imprezie tanecznej, gdzie najpierw można było obejrzeć występy grup a później samemu wskoczyć na parkiet. Swoich sił w salsie za bardzo nie spróbowałam, gdyż odezwała się moja wstydliwa strona :) Następny dzień spędziłyśmy na smażeniu się na plaży, zjedzeniu kolacji w peruwiańskiej knajpce i obejrzeniu filmu, który akurat niewart był zapamiętania dlatego też tytuł wyleciał mi z głowy. 

Oto i my w drodze na plażing
W poniedziałek nadszedł czas czegoś bardziej produktywnego i po wyspaniu się trzy couchsurferki wyruszyły zwiedzać...
Wynwood - dzielnicę, w której graffiti nie jest już wandalicznymi bazgrołami, staje się sztuką. Okolica należy praktycznie do samych artystów, więc co drugi krok można natknąć się na galerie czy pracownie.







MAS PAZ (więcej pokoju) to organizacja, która stara się pobudzić świadomość oraz zbiera środki dla sierocińca
w Bogocie, Kolumbia.


Najmroczniejszy... i najbardziej przeze mnie polubiony

Miałyśmy szczęście, gdyż niespodziewanie trafił się nam przewodnik. John którego widzicie na zdjęciu z Toyą i Pią zagadał do nas jak tylko dotarłyśmy do Wynwood i zaproponował, że nas oprowadzi. Był jedną z osób, które ciężko pracują na każdy grosz i wydawał się naprawdę pogodną osobą. Wprowadził nas do niektórych galerii a nawet udało nam się wejść do pracowni, w której każdy artysta miał swój wydzielony boks.


Prawie nikt tam akurat nie przebywał, więc zaglądnęłyśmy do paru. Dla mnie niesamowitym przeżyciem było zobaczyć niedokończone rzeźby, dzieła osób, które żyją swoją pasją i jak widać więcej im do szczęścia nie potrzeba. Jedną z tych osób był Mino - fotograf a raczej twórcą aparatów z części jakich nigdy byście się nie spodziewali.

Kto zgadnie? Nikt? My też nie miałyśmy pojecia. Powyższy aparat zrobiony został
z kawałków toalety.

Po obejściu okolicy John zapytał nas o małą zapomogę za przysługę, czego się oczywiście spodziewałam, ale nie ma się czemu dziwić. Nie prosił o miliony a przynajmniej mogłyśmy się odwdzięczyć paroma dolarami. Krążyłyśmy jeszcze trochę same po czym burza zmotywowała nas do szybkiego powrotu do mieszkania. Deszcz złapał nas niemiłosierny, jednak w gorącym Miami był całkowicie do zniesienia. Dziewczyny tego wieczora przenosiły się do innego couchsurfera a ja poszłam porwać smoothie i wybrałam się na przekąskę do 100 Montaditos, które na pewno kojarzą czytelniczki bloga Rudej.

Angelina's coffee mają pyszne smoothie.
Smkowity koktajl z mango. A zielony, bo z dodatkiem spiruliny (taki składnik zawierający
dużo magnezu).

Kanapki z chipsami. Tylko w USA :)


Tego dnia pozostał już tylko spacer, relaks siedząc na balkonie ciesząc się klimatem Miami (to uwielbiałam) i sen.






I love you, MIAMI !!!

niedziela, 2 czerwca 2013

Today

Dziś pierwszy czerwca. Do ostatecznej daty, kiedy okaże się czy zostanę w USA czy wrócę do Polski pozostało
25 dni. Do końca programu i możliwego końca au pairowej przygody 39 .

Choć zapewne spodziewacie się ode mnie relacji z niezliczonych rozmów z rodzinkami, nie mam zbyt wiele w tym zakresie do powiedzenia. Od czasu pierwszej mną zainteresowanej, która napisała kilka dni po otwarciu profilu, nikt inny się nie pojawił. Zaczęłam zdawać sobie sprawę, że moje szanse na znalezienie tej idealnej spełniającej postawione wymagania rodzinki jest raczej niewielkie, dlatego coraz częściej myślę o tym jak to będzie jeśli za trochę ponad miesiąc wyląduję w domu. Przygotowuje się na to i dzięki temu nie wydaje się to już tak stresujące. Nie zrozumcie mnie źle, tęsknie za wszystkim co z domem związane - za przyjaciółmi, rodziną, swoim łóżkiem, pupilkami, wolnością i niezależnością, jednak rok przerwy od tego wszystkiego zmienił mnie, moje perspektywy i przyzwyczajenia. Nic nie jest też takie same jak przed wyjazdem. Wskoczenie w starą/nową rzeczywistość od dłuższego czasu wydawało się ciężkie. Z pomocą przychodzi na szczęście mama, dzięki której zaczynam z powrotem być częścią dawnego życia.
Zastanawiacie się może jak będzie ono wyglądać. Otóż... nie wiem. Postanowiłam odłożyć studia o kolejny rok. Myślę o pracy za granicą gdzieś w Europie, jednak niczego nie jestem pewna. Miałam dużo czasu na odkrycie czego w życiu chcę i te pragnienia się nie zmieniły, jednak na dzień dzisiejszy nie znam kolejności ich spełniania
...i szczerze mówiąc niezbyt mnie to martwi.

sobota, 1 czerwca 2013

Making revisions

Kilka dni temu byłam całkowicie przekonana, by usunąć całą listę czytelników i pozostawić bloga dla siebie jako wspomnienie...
dziś jednak zmieniłam zdanie. 
Czytając bloga adamantwanderer zdałam sobie sprawę, że mam jeszcze wiele o tutejszych doświadczeniach do powiedzenia i jestem w stanie pisać o nich tak, by nie urazić niczyich uczuć czy nie zagrażać niczyjej prywatności. Od dziś nie ujrzycie już więcej zdjęć mojej host rodzinki i nie przeczytacie historii o nich. Od dziś do końca mojego pobytu w Norfolk a może i w ogóle w USA postaram się przekazywać swoje spostrzeżenia o amerykańskim narodzie, stylu życia, jedzeniu, zwyczajach. Całkowicie bezstronnie. Dodatkowo pozostają mi dwie wycieczki do opisania i kilka przemyśleń egzystencjalnych z racji zbliżania się do końca programu.
Witam ponownie, Agniesia

sobota, 20 kwietnia 2013

Questionnaire

Dla zainteresowanych wrzucam pytania z kwestionariuszu o przedłużenie programu:


ABOUT YOU AS AN AU PAIR AND YOUR EXTENSION
  • In 3-4 sentences, please explain why the au pair program was the right choice for you?
  • Why should a family choose you as their au pair? Please include what special skills you offer as an au pair and what sets you apart from other au pairs who have been here for a full year. 
  • What is your favorite part about being an au pair?
  • What has been the most challenging part about being an au pair?
  • Did your current Host Family ask you to extend with them?  If not, why did they not ask you to extend?
  • Why did you choose to extend with a new Host Family?
  • Why did you choose to extend for the length of time you are extending (6, 9 or 12 months; this question is very important for au pairs extending for 6 or 9 months).
  • What are your overall goals for your extension year?

YOUR PREFERENCES 
  • Do you have geographic preferences for your second year?  How important is it that you are placed in this area/city/state?
  • How many children do you feel you are best suited to care for?
  • What age groups do you feel you are best suited to care for?

YOUR CURRENT PLACEMENT 
  • How many hours per week do you currently work?
  • Does your schedule include evenings and weekends?
  • Does your schedule change often?
  • What time does your typical working day start and what time does it end?
  • Please describe all of the household duties you are responsible for during the week.
  • Please describe a typical working day with your Host Family – What do you do each morning, each afternoon, and each evening?
  • What kind of activities do you like to plan for your Host Children? 

DRIVING INFORMATION AND DRIVING EXPERIENCE IN THE U.S 

  • Do you drive in your current placement?
  • How many days per week do you drive?
  • Are you comfortable driving in the U.S? 
  • What kind of car do you drive in your current placement?
  • Do you drive with the children in the car?  How many days per week do you drive with the children in the car?
  • How would your current Host Family describe your driving skills?
  • Have you ever been in any accidents or received any tickets? (this information will be verified by your Area Director)
  • Do you have an International License?  What is the expiration date? 
  • Do you have a State Learner’s Permit?  What is the expiration date?
  • Do you have a State License?  What is the expiration date? 


COOKING SKILLS

  • Do you enjoy cooking?
  • Does your Host Family ask that you cook hot meals for the children?
  • What kind of hot meals do you prepare for the children for breakfast, lunch and dinner?
  • Have you had an opportunity to share a recipe from your home country with your Host Family?  If so, what was it and what was the experience like sharing your culture with your Host Family?
  • What kind of food do you cook for yourself?

ASIDE FROM BEING AN AU PAIR… 

  • How do you like to spend your free time?
  • What do you plan to do when your second year with the au pair program is complete?
  • What are your future career plans?
Please answer YES or NO to the following questions:

Are you comfortable and willing to work with :

  • a single mother?
  • a single father?
  • a same sex couple?
  •  a stay at home mother?
  •  a family with a dog?
  • a family with a cat?
  • children ages 0-6 months?
  •  children ages 6-12 months?
  • children ages 12 months to 2 years?
  • children ages 2 year to 5 years?
  • children ages 5 year to 10 years?
  •  children over the age of 10 years?
  • a child who has special needs (such as
  • autism or developmental delays)?
  • twins or triplets under the age of 2 years?

czwartek, 11 kwietnia 2013

Ch-ch-ch-changes

Zanim zacznę zdawać relację z przewspaniałej przerwy wiosennej w Miami, postanowiłam podzielić się z Wami decyzją, którą podjęłam nie tak dawno temu a w tym tygodniu wszystko co z nią związane zostaje wprowadzone w życie. Otóż moją amerykańską przygodę będziecie mogli śledzić trochę dłużej, gdyż ...

przedłużam swój pobyt w USA o 9 miesięcy.

Większość z Was będzie pewnie jeszcze bardziej podekscytowana kiedy powiem, że niebawem rozpocznę poszukiwania nowej rodzinki. Znajdę się w tym samym punkcie, w którym rok temu byłam a i więszkość z Was teraz jest. 
Dlaczego taka nagła zmiana? Przecież byłam pewna, że wracam?
Cóż, czas zmienia perspektywy, podejście, zdanie. Przez ostatnie trzy tygodnie zdałam sobie sprawę, że mój czas tutaj dobiega końca a nie spełniłam nawet połowy moich planów i zamierzeń. Ostatnie 9 miesięcy nie wyglądało tak jak chciałabym zapamiętać swój czas na drugim kontynencie. Drugą sprawą jest fakt, że choć wiem dokładnie co chcę studiować, jeśli wróciłabym w tym roku nie mogłabym spełnić wszystkich z moich edukacyjnych planów. Musiałabym wybierać miedzy moimi dwoma pasjami, ze względu na fundusze ale też i   moment powrotu, który przypadłby na wakacje. Dzięki przedłużeniu pobytu w przyszłym roku otworzy się dla mnie więcej możliwości. Kolejną zaletą jest możliwość wyboru stanu/okolicy, w której chciałoby się mieć kolejną host rodzinkę. Od razu odpowiem, że jestem zdecydowana na Californię lub Floridę. I choć wszyscy właśne o tych stanach marzą to moja decyzja nie opiera się na gwiazdach mieszkających w LA i facetach biegających bez koszulek ;) Pod względem praktycznym te dwa stany najbardziej mi odpowiadają, gdyż
~ należą do jednych z tych miejsc w USA gdzie zawsze znajdzie się coś do zwiedzania
~ jest to zupełnie inny klimat niż ten w którym spędziłam całe życie
a ze względu na piękną pogodę:
~ łatwiej znaleźć miejsce by spędzić czas poza domem hostów
~ wygodniej podróżować 
~ o wiele więcej da się wpakować walizkę przy powrocie do domu
~ nastawienie do życia oraz podejście ludzi dookoła zmienia się diametralnie

Jedynym minusem jakże popularnej Californii są ceny. Owy stan należy do jednych z najwyższym podatkiem, więc ogólny koszt życia wzrasta. Dla osób, które trafiły tam od początku może nie jest to aż tak zauważalne, jednak nasłuchałam się już wielu opinii, o tym jak ciężko z pensji au pair cokolwiek odłożyć. Dlatego też zastanawiam się jeszcze nad podaniem innych miejsc choć oczywiście to co poda się w profilu nie oznacza, że rodzinki z zupełnie innych okolic nie będą na nas zwracać uwagi.
Jutro wybieram się na comiesięczne spotkanie au pair, by oznajmić wszystko area director i mam nadzieję, że w przyszłym tygodniu zostanie otwarty mój profil, więc jak tylko ktokolwiek się pojawi na pewno będę dawać znać. 
Zapewne zastanawiacie się dlaczego nie przedłużam programu z obecnymi hostami, więc powiem tylko, że nasz czas w lipcu po prostu dobiegnie końca. Tak widocznie miało być. A od teraz otwieram się na nową rodzinkę, nowe zwyczaje, nowe miejsce, nowych ludzi, nowe otoczenie i nowe doświadczenia :)
xoxo

środa, 27 marca 2013

Happy Birthday !

Wczorajszy dzień był okrągłą dwudziestą rocznicą od kiedy przyszłam na świat
Zarówno host rodzinka jak i przyjaciele i rodzinka za oceanem stanęli na wysokości zadania. Dzień uczciliśmy kolacją w Kubańsko/Puertorykańskiej restauracji i kolorowym tortem, dzięki któremu nie czułam się ani trochę stara, mimo że od kilku tygodni miałam kompleksy związane z nadchodzącym 26. marca.


Na prezent dostałam kartę do Skinny Dip (mrożony jogurt), więc dodatkowe 10 kg gwarantowane, bransoletkę Lilou z nutką i wygrawerowaną literą A, która należała do niesamowicie trafionych i jednocześnie niespodziewanych prezentów oraz kartki od najbliższych mi osób. Pomyślicie, co to za prezenty?! A jednak takie należą do najlepszych, bo słowa w nich zawarte mnie wzruszyły i po raz kolejny dodano mi siły, by trwać w moich postanowienia, planach życiowych i z tymi właśnie osobami. Nie wiem czym zasłużyłam sobie na tak oddanych mi przyjaciół, którzy po raz kolejny udowodnili mi, że ocean nie ma żadnego znaczenia, jeśli tylko osobom po jego obu stronach zależy. Nie mogłabym być bardziej wdzięczna za to, że Was mam :) 




piątek, 22 marca 2013

Philadelphia in my eyes

Twórcza, głębsza strona wyprawy do Philadephii. Na mnie rzadko które z moich zdjęć robi wrażenie mimo to postanowiłam się częścią tych lepszych z Wami podzielić. 
Enjoy !



By być artystą nie potrzeba wiele



Setki identycznych (?) okien.



A gdzieś daleko istnieje mały drewniany domek na łące.

W rzeczy samej.

Nie zaglądaj komuś w okno.

wtorek, 19 marca 2013

Philadelphia

 Wyjazd do Philadelphii był póki co najlepszym jaki przydarzył mi się w USA. Choć nie czuję jakbym osiągnęła chociaż minimalny próg ilości zaliczonych wycieczek, dla takich jak ta zdecydowanie warto dłużej czekać. Nasza grupa składała się z Paoli (Colombia), Calogero (uważa się za włocha, bo jest z nim z pochodzenia, ale od paru lat mieszka w Niemczech o czym mu zawsze przypomniam), Christelle (France) i mnie :D Z każdym z nich przed wyjazdem widziałam się może ze dwa razy i nigdy w życiu nie spodziewałabym się że aż świetnie się będziemy ze sobą wszyscy dogadywać.

Nasza cudowna Pani Kierowca
Bo au pair wie jak karmić, nawet takiego dużego chłopca :)
Do najważniejszych punktów wyjazdu należał spacer po downtown, Liberty Bell i mecz koszykówki, poza tym mieliśmy w planie odwiedzić muzeum sztuki jednak w niedzielny poranek zabrakło nam na to motywacji, czego szczerze mówiąc żadne z nas nie żałowało.


Podczas tego wyjazdu pierwszy raz w życiu spróbowałam sprasowanych glonów! Odmienna, zdrowa i naprawdę dobrze smakująca przekąska. Polecam :)


Jak tylko zaczęliśmy spacerować po Philly natrafiliśmy na grupę kręcącą "Harlem shake". Oczywiście Calo przyłączył się do tworzenia filmiku a ja i Paola uwietrzniałyśmy tą pamiętną chwilę.



W jak różny sposób można przedstawić jedną scenę ;)

Nasze starbucks'owe amerykańskie imiona


Słynny Dzwon Wolności, który swoimi rozmiarami nas (oczywiście) rozczarował. Przed wejściem ciągnęła się ogromna kolejka a samo pooglądanie trwało jakąś minutę. Rzut okiem. Grunt, że wstęp był bezpłatny i symbol narodowy zobaczony.

Historia zwykłej chusteczki, która wypadła mi z kieszeni.
Obiad zjedliśmy w bardzo dobrej, znalezionej i wybranej na yelp.com za względu na wysokie oceny. Porcje do największych nie należały, ale można się nimi było najeść a jedzenie należało do bardzo smacznych. Jedyne co powstrzymuje mnie przed poleceniem tego miejsca był kelner, który rzucił fochaty komentarz o napiwku, który mu zostawiliśmy. Oczywiście wiem, że w USA dawanie napiwków należy do spraw codziennych i standardowych jednak nie zapominajmy, że nigdzie nie widnieje taki nakaz. Zaliczyliśmy sytuację do nietaktownych i przez większość wieczoru nie pozostawało nam nic innego jak się z tego śmiać.
Game

Podróż zaczęliśmy piątkowego wieczora i dopiero późnej nocy po około 6 h dojechaliśmy na miejsce. Sobota upłynęła na przechadzce Philadelphiowskimi uliczkami, meczu Sixersów z Warriorsami, imprezie w clubie, który dosyć szybko opuściliśmy ze względu na marnego DJa oraz oglądaniu "Ridiculousness" na MTV, piciu (soczku pomarańczowego oczywiście) i śmianiu się z różnych bezsensownych bzdur.

 W niedzielę musieliśmy wymeldować się z hotelu przed 11, więc około tej godziny ruszyliśmy na poszukiwania śniadania. Po dotarciu do IHOP (international house of pancakes) postaliśmy troszkę w kolejce, napełniliśmy brzuchy i ruszyliśmy w drogę do parku, z którego rozciągać się miał piękny widok na panoramę miasta. Natrafiliśmy na małe kłopoty z jego znalezieniem i kiedy się już poddaliśmy i zdecydowani ruszyliśmy w drogę do domu przed naszymi oczyma pojawił się znak z jego piękną nazwą.



Na tym zakończyliśmy "zwiedzanie" Philadelphii i ruszyliśmy w trasę powrotną. Jazda samochodem w takim towarzystwie należała do wyjątkowo zabawnych, wiec nim się obejrzeliśmy wróciliśmy z powrotem. Z ciężkim żalem każdy z nas oddelegował się do swojego domu nie chcąc nawet myśleć o czekających na następny dzień obowiązkach.

"The naked four". Niepytajcie dlaczego.