sobota, 9 lutego 2013

Saying "thank you"

Przełamując ostatnio same zdjęciowe posty chciałabym zatrzymać się na moment i podziękować tym, dzięki którym blog istnieje:

Wam - drodzy Czytelnicy !

Dzięki Waszemu czytaniu, komentowaniu, czasem popędzaniu do napisania następnego posta nadal tą stronę prowadzę. Choć niestety moje tempo odpisywania należy do druzgocących za co przepraszam, bardzo cieszy mnie każdy z napisanych przez Was maili. Niesamowicie miło usłyszeć, że czytacie i korzystacie z notatek, które piszę oraz mieć możliwość podzielenia się z Wami wiedzą zdobytą przez moje dotychczasowe doświadczenia. Wszystkie miłe słowa, które dotąd przeczytałam naprawdę mnie podbudowują i motywują do ruszenia dupencji a raczej łapek i klikania w klawiaturkę.

Od czasu do czasu przeglądam też zakładkę ze statystyką i choć nie mam pojęcia jakim cudem owy blog trafił do osób przykładowo z Argentyny, Serbii czy Korei Płd. jednakże odwiedzającym z dalekich zakątków świata bardzo dziękuję :)
Wygląda to trochę jakbym już się żegnała, ale pozostało jeszcze pięć miesięcy dzielenia się z Wami momentami trudną lecz obfitą w doświadczenia przygodą. Mam nadzieję, że w tym czasie nikt z Was się nie wykruszy a może pojawi się i więcej zainteresowanych. Buziaki od osoby siedzącej tutaj przed laptopem :) 
XOXO Agniesia


PS. Plan a nawet i nazwa na nowy blog po powrocie już istnieją. Z pewnością będzie on wyglądał inaczej jednak nadal planuję rozwijać się w podróżowaniu a zobaczycie też strony mojego życia (jak fotografia, muzyka czy gotowanie) które dotąd średnio widzieliście.

czwartek, 7 lutego 2013

Story of Mr. Opossum

Wiadomość z ostatniej chwili.

W piątek po wieczornym powrocie do domu i zasiądnięciu przed telewizorem coś zaczęło mi dziwnie "pachnieć". Powiedziałabym, że był to zapach "mokrego psa" jakkolwiek dziwne może to zabrzmieć. Jako że nie zdążyłam wziąć jeszcze prysznica postanowiłam ten fakt zignorować.
Gdy w niedzielę wróciłam z siłowni po wejściu do domu uderzył mnie smród. Pojawiło się w głowie pytanie :
"Czy tu zawsze tak śmierdzi i my tego po prostu nie czujemy?" 
Później tego dnia po tym jak rodzinka wróciła po całodziennym pobycie "out and about" Lina rozwiała moje wątpliwości i oświadczyła, że :
pod naszym domem utknął i śmiercią głodową zdechł ... 
opos. 
Wszystko zaczęło się nam układać w głowach i przypomniałyśmy sobie jak tydzień temu w nocy obudził hostkę hałas i odgłosy drapania w okolicy kominka.  Nie był to pierwszy przypadek kiedy zwierzak wlazł nie tam gdzie trzeba i nie mogąc znaleźć wyjścia zdechł. Rok temu zdarzyło się to samo i niby wszystkie dziury po tym wydarzeniu zostały zakneblowane jednak podejrzewamy, że tym razem dostał się on przez dosyć mały wylot przy zewnętrznym kurku od wody. Koniec końców przyjechali panowie, wywąchali skąd dochodzi jakże nieprzyjemny zapach (do czego aż specjalnego węchu potrzeba nie było), wcisnęli się pod dom i wyciągnęli to co z Pana Oposa pozostało. 


Choć świadomość, że przez kilka dni, kiedy my np. oglądaliśmy telewizję bądź jedliśmy obiad, pod podłogą zdychał zwierzak zasmuca jednak radujemy się przeogromnie z odchodzącego w niepamięć smrodu.