czwartek, 30 sierpnia 2012

No Frill

Kolejne miejsce bardzo lubiane przez moją HF. Dla mnie słynie ono z gigantycznych porcji :) Odwiedziłam No Frill dopiero dwa razy, ale widziałam tam już sporo przepełnionych talerzy. Ogromną zaletą barów/restauracji w USA jest fakt, że resztki, które nie zmieściły się w żołądku można zabrać ze sobą do domu. I nie ma w tym nic dziwnego, to zwyczajne.

Visit no. 1 / Wizyta nr. 1:

CRISPY CHICKEN BURRITO
Pieczony kurczak, ryż ziołowy, ser cheddar, karmelizowana cebula zawinięte w tortilli, polane sosem enchilada; poszatkowana sałata; pico de gallo; śmietana; podane na czarnej fasoli.


Danie: PRZEPYSZNE!
Poziom satysfakcji: 100%
Zaczęłam zakochiwać się w kuchni meksykańskiej <3


Visit no.2 / Wizyta nr. 2:

GRILLED CHICKEN PITA 
(miało być coś innego, jednak pomyłka kelnera nie robiła problemu)
 Grillowane piersi kurczaka, sałata, pomidor zawinięte w pitę.
Do tego dobrałam: krążki cebulowe!


W U.S. bardzo popularna jest biała, słodsza cebula. Dzięki niej krążki cebulowe smakują wyśmienicie!

PS. Zdjęcia może nie najlepsze, bo robione telefonem w ciemności, ale grunt, że widać :)

wtorek, 28 sierpnia 2012

Ice skating in summer

Z serii: spotkania weekendowe.
W piątek, nie mając żadnych planów, a chcąc coś ze sobą zrobić, pojechałam razem z Jessica do Hampton Roads Iceplex, żeby pojeździć z dziewczynami na łyżwach.
Tak. Jak usłyszałam "ice skating" latem troszkę zwątpiłam, ale jak widać tutaj to nic dziwnego. Zawsze to coś ciekawego do zrobienia.
Na łyżwach jeździłam może z trzy razy w życiu, więc nastawiłam się na śmiech z samej siebie i upadki, jednak nie było tak źle. Po kilku rundkach wokół, trzymając się ściany lub dziewczyn, było już dobrze.
Uwaga, uwaga! Nie przewróciłam się ani razu : D
Znacznie gorzej a raczej śmieszniej radziła sobie Jessica, dla której to było pierwsze starcie z lodowiskiem.
Widok był bezcenny! Coś pomiędzy Plutem na łyżwach a rozjechaną żabą :D Nie macie pojęcia jak żałowałam, że nie wzięłam swojego aparatu ze sobą i że na początku nie byłam w stanie jechać i jednocześnie robić zdjęć jej aparatem.
Z Anniką i Vanessą
Am I small ? :)

Krótko mówiąc, wypad był udany. Wydałam $10 i było warto. Po powrocie do Norfolk poszłyśmy na kolacje do No Frill, o którym napiszę następnym razem.

poniedziałek, 27 sierpnia 2012

A.W. Shucks

Pewnego dnia moja Host-Family zabrała mnie do tegoż właśnie baru z morskim jedzeniem.


Choć miejsce może nie wygląda na zachęcające, należy do wartych odwiedzenia. Będąc tutaj już prawie przez dwa miesiące przekonuję się coraz częściej, że zazwyczaj restauracje/bary/sklepy, do których zapewne byśmy nie weszli, ukrywają w sobie niedrogie, lecz pyszne, zdrowe i wyjątkowe rzeczy. A.W. Shucks jest chętnie odwiedzanym miejscem i ja zapewne jeszcze nie raz się tam pojawię.

Tamtego dnia nadeszło moje pierwsze starcie ze słynnymi i uważanymi za przysmak -ostrygami. 


Moje wrażenia: 
Nie wiem co Ci wszyscy ludzie w nich widzą. 
Może i pierwszy moment "kosztowania" nie był taki zły, ale sekundę później czułam jakbym żuła ślimaka. Bleee!


Na szczęście ostrygi nie były daniem zamówionym przeze mnie. Z menu wybrałam scallops, czyli przegrzebki. serwowane z hush puppies. Przegrzebki to małże (te z ładnymi muszlami) a hush puppies to kulki zrobione z chleba kukurydzianego.


Spróbowałam też krabowego burgera od Briana i to właśnie on zdobył moje uznanie. Małże nie były złe, ale po chwili stawały się mdłe. Podsumowując, fanką frutti di mare raczej nie jestem, jednak ciekawie spróbować coś innego.

wtorek, 14 sierpnia 2012

Brian's return home

Po roku pobytu w Afganistanie do reszty rodzinki dołączył w końcu Brian - Host Dad. Co by rozwiać wątpliwości - nie był na wojnie, pracuje jako public affairs, co ogólnie rzecz biorąc oznacza pisanie artykułów, zdawanie sprawozdań do prasy. Oczywiście, tak jak Lina, należy do Navy (marynarka wojenna). We wtorek odebraliśmy go z lotniska i razem ruszyliśmy na sushi. To moje drugie starcie z kuchnią japońską od kiedy tutaj jestem i odkryłam już nawet moje ulubione - "Yummy yummy". Jak widać po nazwie muszą być pyszne!

Na pierwszym planie: Yummy yummy.
W tle: Earthquake, Dragon, Norfolk.

Kawałki kraba, awokado, serek śmietankowy zawinięte w nori (algi) obtoczone ryżem a na wierzchu ugotowany łosoś. Mmmm! Niestety nie wyglądają tak efektownie, bo zdążyłam już połowę zjeść.

Jutro minie tydzień od kiedy jesteśmy w komplecie i chyba już całkowicie się wszyscy do siebie przyzwyczailiśmy. Póki co Brian nie pracuje, więc mam trochę luźniejsze dni, przez co pojawiła się we mnie potrzeba zrobienia czegoś ze sobą. Minął już MIESIĄC a ja nic specjalnego nie zrobiłam. Właściwie to nie robiłam prawie nic! Zazwyczaj siedziałam sobie w domu (bo naprawdę dobrze się tu czuję) i nie chciało mi się nigdzie ruszać. Jednak nadszedł czas zmian! Pierwsze co zrobiłam, to wybór kursów, na które będę chodzić, by uzyskać tzw. kredyty, które wymaga program. Jak się okazuje, można znaleźć naprawdę przeróżne ciekawe zajęcia od lekcji związanych z komputerem po tworzenie biżuterii. Ostatecznie zdecydowałam się na:

BASIC DRAWING - podstawy rysunku - w Chesapeake Public Schools
oraz
BEGINNER GREEK - początkujący grecki - 
Tak, moi drodzy, będę się uczyć GRECKIEGO !!
dodatkowo (ale to już bez kredytów, jedynie dla własnej przyjemności)
DIGITAL PHOTOGRAPHY III - fotografia poziom 3 - w Hermitage Museum w Norfolk

Każda au pair musi wyrobić 6 kredytów a z powyższych dwóch kursów będę już mieć 5,4 więc po Nowym Roku zostanie mi do przejścia jakiś kurs, który da mi 0,6 kredytu. Pewnie będzie to jakiś język, na który nie starczyłoby mi teraz czasu.


czwartek, 9 sierpnia 2012

Au pair meeting - Beach Day


Niecałe dwa tygodnie temu byłam na spotkaniu au pair'ek z mojej okolicy. Tym razem odbyło się ono na plaży. Przypadkowo zostałam wkopana przez my Area Director w bycie kierowcą, więc wraz z Jessicą i Lisą wyruszyłyśmy moim autkiem do Sandbrigde, które znajduję się jakąś godzinę drogi od Norfolk. 


Droga w tamtą stronę poszła wręcz wyśmienicie jak na nasze oczekiwania. Dotarłyśmy punktualnie, czego nie można powiedzieć o reszcie i "przewodniczącej" tegoż spotkania. Nie mając zbytnio wyjścia leżakowałyśmy sobie w trójkę przez godzinę po czym pojawiła się Area Director i reszta dziewczyn. Nasza grupa zawiera w sobie au pairki z Norfolk, Virginia Beach, Hampton, Chesapeake, Williamsburg, Suffolk i Portsmouth pochodzące z Brazylii, Kolumbii, Meksyku, Płd Afryki, Tajlandii, Danii, Niemiec i Polski (!)
Oczywiście z Polski skromnie - tylko ja :) 


Obecnie jest nas 16 w USA a w najbliższym czasie pojawią się jeszcze 4. Na spotkaniu frekwencja niestety nie była stu-procentowa, więc nie miałam okazji poznać wszystkich. Osobowości dziewczyn są różne, więc raczej nie ma problemu, by znaleźć kogoś, z kim można by spędzić czas, jednak nie wydaje mi się żebym potrzebowała więcej takich spotkań. Może jedynie po to, by poznać "świeżynki" :) W każdym razie, dzień spędziłyśmy w sympatycznej atmosferze, korzystając z przypiekającego słonka i cieplutkiej morskiej wody. Jedyne co będę źle wspominać z całego dnia na plaży to piasek, który palił - naprawdę PALIŁ! - stopy. 

A otóż i ja razem z Anniką i Jessicą.

Co by nie zanudzać...
Wsiadając do auta ostrzegłam Lisę (którą dopiero tego dnia razem z Jessicą poznałyśmy), że nie znam drogi i  możemy zabłądzić, więc czeka nas przygoda!
Słowo się rzekło.
Wracając, mój telefon nie wytrzymał natężenia promieni słonecznych i całkowicie się rozładował. Ładowarka samochodowa przestawała działać jak tylko włączałyśmy nawigację i jedyne co nas prowadziło to wskazówki z Google Maps wydrukowane wcześniej dla mnie przez Linę. Nie martwiąc się zbyt wiele ruszyłyśmy w drogę powrotną. W końcu już raz nią tego dnia jechałyśmy, więc nie powinno być źle. Zgodnie z zapamiętaną trasą wjechałyśmy na drogę o pięknej nazwie - Princess Anne i tak też nią dążyłyśmy zrelaksowane, czekając na znajomy skręt. Jadąc tak i rozmyślając stwierdziłyśmy, że droga wydaje się jakaś dłuższa kiedy się nią wraca, i jak się kilka minut później okazało był to bardzo spostrzegawczy fakt. Nie musiałyśmy długo czekać na potwierdzenie naszych słów czym był znak...
WELCOME IN NORTH CAROLINA !
Tak, tak! Dojechałyśmy do innego stanu! :D Yooohooo! Nadal w to nie wierze! Najśmieszniejsze było to, że wcześniej rozmawiałyśmy o tym, że trzeba by zwiedzić wszystkie stany w okolicy. I tak oto nam się udało! Postawiłyśmy stopę w Karolinie Północnej :) I oczywiście mamy dowód:

Zdjęcie pt. "Ja i pole kukurydzy w KAROLINIE PÓŁNOCNEJ" :D