niedziela, 15 lipca 2012

Landing and first day in hotel.

Lot do USA był najbardziej dłużącym się w moim życiu. Jednocześnie miałam tysiąc myśli i pustkę w głowie. Oczywiście to nie pomagało w skupieniu się na filmie czy muzyce. Nie mogłam też zasnąć, choć czułam się wykończona. Kiedy pilot zaczął zniżać lot samolotem zatrzęsło a mój żołądek co chwilę unosił się i opadał. Na moje nieszczęście miejsce, na którym siedziałam znajdowało się na samym ogonie :( Samo lądowanie było jednym z najstraszniejszych. Podchodziliśmy do niego baaardzo szybko, więc moją jedyną myślą było "Aaaaa! Rozbijemy się! Dobrze, że jesteśmy blisko ziemi to przynajmniej przeżyję!"
Styknięcie z gruntem było naprawdę nieprzyjemne. Później musieliśmy jeszcze czekać aż podstawią schody i autobusy. Właśnie wtedy zauważyłam Anię, którą miałam spotkać na lotnisku w Monachium. Dalej już razem czekałyśmy, aż sprawdzą paszporty, wzięłyśmy walizki. Przy wyjściu czekał na nas Joe. W samochodzie były oprócz nas dwie dziewczyny: jedna z Południowej afryki a druga z Tajlandii (czy coś takiego). Jadąc do hotelu w oddali widziałyśmy NY i Statuę Wolności. Po przyjeździe czekała nas parę informacji a później ruszyłyśmy do pokoi. Byłam padnięta, więc po rozmowach na skypie (około 20:00) od razu zasnęłam. O 22:00 obudziły mnie Jessica (Niemka) i Marie Camila (Kolumbijka), które doleciały później.
I tak skończył się pierwszy - a raczej połowa - dnia w USA...
To akurat pokój Oli, bo ja niestety zapomniałam zrobić zdjecie :(

2 komentarze:

  1. Przeżyłaś ! Czyli nie było tak źle ;)
    Teraz trzeba tylko czekać na więcej zdjęć z NY.
    A zajęcia zazwyczaj są nudne ale tak to juz jest na kursach..

    OdpowiedzUsuń
  2. A jak dziewczyny z pokoju? Spotkałaś kogoś fajnego, kto będzie mieszkał w okolicach? Ja się nie poddałam i najprawdopodobniej będę jeszcze w tym roku w USA (mówiłam, że nie odpuszczam).

    OdpowiedzUsuń